niedziela, 7 kwietnia 2013

1/4 LM część 1 – podsumowania

Ćwierćfinał. To ta faza, w której można już pomału przewidywać kto z kim i dlaczego spotka się w finale. Aby ułatwić sobie i Wam wybór po raz kolejny przygotowaliśmy podsumowanie z ostatnich meczy LM. Nic tylko czytać i zacząć główkować.

Bayern Monachium 2:0 Juventus

Jeżeli na tym etapie rozgrywek znajdzie się fan Ligi Mistrzów, który nie oglądał meczu Bayernu z Juve, polecam obejrzeć obszerny skrót z tego spotkania. Polecam, ponieważ sam wynik i sytuacje z których padały bramki mogą sprawiać wrażenie dość nietypowych, kontrowersyjnych czy zwyczajnie niezasłużonych. 1 minuta, strzał Alaby, delikatny rykoszet, błąd Buffona(imo, strzał nie zbyt mocny, z dość dużego dystansu – bramkarz tej klasy musi to wybronić) i 1-0. 63 minuta, strzał Gustavo, Buffon paruje, Mandżukić ze spalonego podaje wzdłuż bramki i z najbliższej odległości do siatki trafia Muller i jest 2-0. Bramki zdobyte „na farcie” i wskazywałoby to na niezasłużone zwycięstwo Bawarczyków. Jest to jednak stwierdzenie błędne. Bayern mógl wygrać to spotkanie przynajmniej jakieś 5:0. I wygrałby gdyby kolejnego złego dnia nie miał Arjen Robben, który tuż po wejściu za kontuzjowanego (do końca sezonu) Krossa nie zmarnował dwóch dogodnych okazji z których obronną ręką (i nogą) wyszedł Buffon. Na długości całego spotkania Juventus nie funkcjonował tak jak miał to w zwyczaju, Bayern kontrolował grę, po przerwie Muller także zmarnował setkę. Zupełnie nie było widać, że Juventus od wielu spotkań we Włoszech jest niepokonany. Same okładki artykułów opisujących wtorkowe spotkanie wiele nam mówi : Heynckes – Jestem pod wrażeniem. , Conte – Gratulacje dla rywala. , Neuer – Buffon nadal wielki. , Schweinsteiger – Świetny wynik. Fakt, świetny wynik. Juventus na własnym stadionie musi atakować, co stwarza Bayernowi wyborną możliwość przygotowaniu planu taktycznego o nazwie KONTRY. Szkoda tylko tego Krossa.


In plus – zaskakująco miażdżąca Juventus postawa Bayernu, wiele sytuacji podbramkowych

In minus – skuteczność obu zespołu i wybitna nieskuteczność Robbena

Malaga 0:0 Borussia

Przed tym spotkaniem postawiłem zakład na remis w tym spotkaniu, jak się okazało – nie myliłem się. Padł remis. Obie drużyny w ostatnich meczach nie spisywały się najlepiej, można było więc szukać się domysłów iż oszczędzały siły by walczyć na arenie Ligi Mistrzów o gigantyczny sukces, jednak tak się nie stało. Obejrzeliśmy spotkanie dobre, lecz bez bramek. Czym jest dla kibica mecz bez goli? Patrząc na wynik ZERO do ZERA, od razu nasuwają się wnioski – coś musiało być kiepskiego. No i był, Mario Gotze. Niechaj będzie, że za każdym razem wybieram sobie winowajcę i sprawcę złych wydarzeń spotkania, ale i tym razem muszę to zrobić – dla Mario był to chyba najgorszy mecz w sezonie/karierze. Przed przerwą powinien strzelić dwa gole, ba, nie powinien a musiał. Po przerwie jedną. A strzelił zero. Jego skuteczność przypominała mi skuteczność Sławka Peszki ze spotkania z Niemcami. Tylko, że nasz koleszko Peszko faktycznie miał trochę Peszka, piłka odskakiwała czy coś, a jeżeli ktoś widział wczorajsze wyczyny reprezentanta Niemiec wie, że w jego przypadku zadecydował brak zimnej krwi i umiejętności. Troche z niego gwiazda na popych, ale nie tylko o nim miałem pisać. Ja już wiemy – Dortmund miał sporo swoich okazji na zdobycie wyjazdowego gola. Malaga powinna być szczęśliwa, że udało się zachować czyste konto. Oddali wiele strzałów, ale nie zbyt groźnych. Oczywiście nie byłbym polakiem gdybym nie poruszył tematu Lewandowskiego. Lewy był wyborny, mijał rywali, był od nich szybszy, podawał lepiej niż nie jeden środkowy pomocnik, lecz zapamiętamy  tylko jego fatalne pudło z drugiej połowy, porażka. Nie można lecz pisać tylko o Dortmundzie. Gospodarze bojaźliwi w defensywie, i mało kreatywni w napadzie. Ich najlepsza szansę miał Isco, a bramkarz Wilfred Caballero miał szczęśliwy dzień. Rewanż? Myśle, że będzie dużo ciekawszy niż pierwsze spotkanie.

In plus – Caballero, Weindenfeller
In minus – GOTZE, Reus(jego strzały w trybuny.. poezja), skuteczność obu zespołów


PSG 2:2 Barca
Kiedyś w jednej drużynie. Pierwszy niedoceniany, drugi kochany. Stanęli naprzeciw siebie rozegrać swój mały pojedynek. Mówię o Zlatanie i Messim. Świat zachwycał się na myśl o tym spotkaniu, że zobaczymy zagrania z kosmosu. Było jednak odrobinę inaczej. Messi co prawda zdobył gola, ale przed tym ani razu nie słyszałem aby komentator wymienił to nazwisko. Po tym też średnio widoczny (wybaczcie jeśli się mylę - wina przypominania sobie meczu po paru dniach), aż w końcu zszedł z kontuzją. Szkoda, bo może by jeszcze coś pokazał, ale dzięki temu mieliśmy emocje do samego końca meczu. Przejdźmy do Ibry. On także zdobył bramkę. Ale cholernie niezasłużoną. Przez calutki mecz snuł się po boisku jak na kacu. Nie pamiętam jednego dobrego zagrania tego zawodnika. Jego gola także być nie powinno. Kilometrowy spalony, którego liniowy prawdopodobnie nie chciał widzieć. Nawet piłka nie wyglądała na szczęśliwą kiedy leciała do siatki. Ancelotti to jednak miał nosa zostawiając Szweda kosztem równie bezproduktywnego Pastore czy lepszego wg mnie zawodnika Lavezziego. Beckham to inna kategoria, bo on po 60 minucie już słaniał się na nogach jak to mawiali komentatorzy w Fifie 07 (kto grał w polską wersję, ten wie o co kaman). Wspomniałem o emocjach, bo owszem, były. Gdy Xavi strzelał karnego to Barca pewna już była wygranej a ławka cieszyła się jakby już co najmniej zapewniony awans do półfinałów. Wtem nagle znikąd znalazł się Matuidi i strzałem rozpaczy uratował swojemu zespołowi nadzieję na awans. Valdes...cóż... żywy przykład na to, że możesz coś przez ileś czasu robić dobrze by pod koniec popełnić gafę i w dalszym ciągu być największą fajtłapą świata. Tymczasem Pinto ze złości wyrywa swoje korzenie z ławki rezerwowych. Mimo remisu myślę, że Barca zagra u siebie na 100% a wtedy szejk Nasser Al-Khelaifi zacznie przygotowywać budżet na letnie okienko transferowe.


+ : Fajnie znów zobaczyć Beckhama w meczu o dużą stawkę, Thiago Silva.
- : Smutno zobaczyć tak słabego fizycznie Beckhama, Sędzia liniowy, Sędzia główny, który 20 minut nie widział krwi u Messiego by zdjąć go z boiska na chwilę przed zejściem do szatni, przepłacony Pastore, "wczorajszy" Ibra.
Real 3:0 Galata
Jak zwykło się mówić: Faworyt mógł być tylko jeden. Był i wykonał swoje zadanie. Krystyna strzelił gola, jak to zwykło bywać. Uczestnicy sporu "Kto lepszy: Benzema czy Higuain?" wciąż będą się kłócić. Essienowi dalej nie robi różnicy czy zagra na swojej pozycji, na boku obrony czy na koncercie, wszędzie wypadnie poprawnie. Z drugiej strony dowiedzieliśmy się, ze Eboue zapomniał, że w piłce można używać głowy, i to nie tylko i wyłącznie w celach myślicielskich. Ponadto Drogba się starzeje, a Sneijder bez formy jest bez formy. Próbując przejść do bardziej rzeczowego opisu: to jeden z tych meczu, którego nie da się szybko i płynnie opisać. Jedna drużyna posiada zdecydowaną przewagę udokumentowaną na wszelkie sposoby a druga mimo chęci nie jest w stanie zrobić nic. Podstawić tylko odpowiednie nazwy klubów i opis do meczu Real - Galatasaray gotowy. Hiszpanie muszą się jednak mieć na baczności. Legendy o tureckich kibicach - fanatykach i o tureckiej morderczej murawie szczególnie nieprzyjaznej dla zawodników obdarzonych wysokimi atrybutami techniki użytkowej nie są wcale przesadzone. Galata na pewno nie jest już pod kreską, jednak myśląc trzeźwo: Czy Real da sobie strzelić trzy gole? Nie da, i nie ma tutaj znaczenia czy gramy w Stambule, na narodowym z otwartym dachem czy na klepowisku w Kępiu Zaleszańskim. To jest fizycznie nie możliwe i kropka. Mimo wszystko liczę na emocje. Jeden szybki gol dla Turków i już będzie ciekawiej. Buraku Yilmazie, jeśli to czytasz, to wiedz że liczę na Ciebie! Dobra, więcej wody nie poleję. Temat wyczerpany.

+ : dobra reakcja Terima na boiskowe wydarzenia, zmiana taktyki w przerwie i lepsza gra jego zespołu.
- : defensywa gości w pierwszej połowie, zupełnie nieprzygotowany do gry Sneijder.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz