czwartek, 11 kwietnia 2013

1/4 LM część 2 - podsumowania

Dziwnym trafem wyszło, iż kolejna dawka naszych autorskich wpisów o Lidze Mistrzów pojawia się zaraz po ostatniej(spóźnionej), ale mamy nadzieję, że nie zniechęci to Was do przeczytania co działo się w rundzie rewanżowej ćwierćfinałów LM :)



Borussia 3:2 Malaga

"Rewanż? Myśle, że będzie dużo ciekawszy niż pierwsze spotkanie." - tak pisałem, a jak było? Chyba nie muszę opisywać całego spotkania, bo pewnie pół świata już widziało jak to Borussia w minutę wyrwała awans Maladze strzelając dwa gole. Mecz od początku miał swoje nie za wysokie, lecz bardzo taktyczne tempo. Mogłoby wydawać się, że gospodarzom chce się jakoś bardziej(100tys. euro premii dla każdego występującego gracza za awans od zarządu klubu, hm..), ale nic bardziej omylnego. Gra Malagi była bardzo spokojna i przemyślana. Z początku nawet nie starali się biegać i wciągnąć na własną połowę co w planach miał chyba Klopp, bo gra Santany do Subotica, Subotica do Santany i tak przez dwie i pół minuty raziła ostro w oczy. Malaga czekała, czekała na odpowiedni moment by ustrzelić gola, aż się doczekała. Isco i Joaquin byli wszędzie, grali szeroko, co zdawało się być dobrym rozwiązaniem przy pressingu BVB. Szybkie rozegranie, zamach Joaquina, Schmelzer leży, strzał z dystansu i gol na obcym boisku stawiał hiszpański zespół w dobrej pozycji. W defensywie Malaga również grała dobrze, Demichelis już na początku gry pokazał Lewandowskiemu, że to nie Augsburg czy Hoffenheim. Ale Lewy i tak ukuł. Jeśli Malaga decydowała się na szeroką gre, musiała być bardzo dokładna, wystarczyło jedno złe podanie lewego obrońcy Antunesa, a Borussia wyszła z kontrą i po przepięknym podaniu Reusa, Lewy pokonał Willy'ego. Ostatnia akcja przed przerwą to treningowy pokaz zespołu Tiki Taków Malagi. Pięknie wykonany rzut wolny, i gdyby Joaquin strzelił mocniej, mielibyśmy po sprawie. Jednak dwa gole do przerwy były wystarczającym przedsmakiem drugiej części gry. Obraz mezcu nie zmienił sie, a dokładniej mówiąc tempo nawet opadło, do 61 minuty. W tej właśnie minucie Marcel Schmelzer faulował Joaquina na żółtą kartkę, a minutę później zapomniał, że przed minutą dostał żółć i .. no własnie, i co? Uderzył, czy nie uderzył, ciężko stwierdzić, ale moim zdaniem powinien wylecieć z boiska za sam zamiar uderzenia Jesusa Gameza który przy linii bocznej robił co mógł by skraść kilka sekund. Od tego momentu zaczęło wrzeć. Lewy strzelił drugiego gola ale wraz z Kubą(bezproduktywnym w tym meczu) byli na spalonym. Potem wszedł nawet Schieber (po co?) i Sahin a po stronie Malagi na boisku zameldował się Eliseu. Roman Weidenfeller był w tym spotkaniu w bardzo dobrej formie, dwa razy ratując skórę obrońcom byłego już mistrza Niemiec. No i kontrowersji ciąg dalszy. Powtórka z rozrywki z pierwszej połowy pod postacią udanego wypadu Malagi, wyściu na wolne pole Baptisty który strzelał/podawał obok Romana W. i Eliseu dobił piłkę do pustej bramki ze spalonego. Ze spalonego, ponieważ w sytuacji dwóch atakujących na jednego broniącego bramkarza, linię spalonego wyznacza piłka, a Eliseu ją przekroczył. Szczerze mówiąc nie wiem czy chronologicznie piszę o tym spotkaniu, bo emocje były naprawdę spore. Jednak mam co do tych emocji mieszane uczucia, za sprawą Craiga Thompsona, który prowadził ten mecz. Były jeszcze dwie ładne interwencję Caballero po strzałach Reusa i Goetze, ale bardziej to brak skuteczności niż zasługi Willy'ego. Klopp miał jakieś 10 minut, wpuścił środkowego obrońcę do napadu, pozostało tylko czekać na skrawek szczęścia - aż nadeszło. W 91 minucie po błędnej pułapce ofsajdowej i zamieszaniu w polu karnym piłkę do bramki wkopał Reus, a w 93minucie podanie Lewandowskiego ze skrzydła, Santana do Reusa, Reus do Santany i znów zamieszanie, i znów gol dla Borussi. Jednak i tym razem Craig Thompson i jego asystenci dodali dużo od siebie..
I takim oto fantem (czy fartem) Borussia awansowała do półfinału. Malaga grała mądrze, Borussia porywczo i ładnie. Sędziowie wybrali Borussię, bo jak to inaczej nazwać?

In plus : emocje, dużo bramek, kolejny gol Lewego, Joaquin, Isco, Demichelis, obraj goalkeeperzy
In minus: Craig Thompson i asystenci, Goetze (4 setki w dwumeczu, goli zero), Duda

Galatasaray 3:2 Real Madryt
Szczerze mówiąc przed tym meczem nie przywiązywałem do niego większej wagi. Śmiem twierdzić, że nie tylko ja. Galata zlane 3-0 na Bernabeu, półfinał w rękach Galacticos, co tu dużo oczekiwać. Moje stwierdzenia szybko potwierdził Ronaldo znów prędko strzelając gola. Wszystko toczyło się w normie dopóki kontuzji nie nabawił się Michael Essien. Za niego wszedł Arbeloa i od tego zaczęły się kłopoty Realu. Turcy walczyli z całych sił jak mogli, a obrońcy z Madrytu popełniali coraz to więcej błędów. W przerwie spotkania kurs na zwycięstwo Galata wynosił 17.00, któż by się więc spodziewał, że tak potoczy się rywalizacja po przerwie. Po pierwszym meczu Phenom pisał żartobliwie : "Z drugiej strony dowiedzieliśmy się, ze Eboue zapomniał, że w piłce można używać głowy, i to nie tylko i wyłącznie w celach myślicielskich. Ponadto Drogba się starzeje, a Sneijder bez formy jest bez formy." Jak się okazało - mylił się. Trójka liderów Galatasaray napędziła niezłego stracha graczom z Madrytu. Gola rundy/fazy/edycji LM zdobył Eboue, Sneijder prócz asysty przy golu Eboue dołożył "ole" Varane'owi i zdobywając ładnego gola zatrzymał tętna kibiców z Hiszpanii. Ponad to dwie minuty później po mocnym wstrzeleniu piłki w pole karne swoim piłkarskim geniuszem popisał się Drogba strzelając gola piętą, a wynik brzmiał 3-1. Gracze Realu nie bardzo wiedzieli co się dzieje, a Mourinho gdyby mógł, wziąłby czas. Jednak około 20 min na zdobycie kolejnych dwóch bramek okazało się za trudnym zadaniem, a na podmęczony turecki zespół gola dostrzelił jeszcze Ronaldo i sprawa awansu wróciła do madryckiej normy. A Arbeloa swój występ podsumował czerwoną kartką w doliczonym czasie gry, he. Spotkanie mogło się podobać ze względu na ilość i jakość bramek. Z taką grą defensywną Real nie ma co liczyć na zdobycie trofeum, a Galatasaray dostaje puchar za maksimum wiary w siebie i ambitną grę do końca mimo niepowodzeń z pierwszego spotkania, gratulujemy.

In plus: trójka Drogba, Sneijder, Eboue, Cristiano Ronaldo
In minus: Arbeloa i cała reszta z obrony Realu

Barca 1:1 PSG
To był chyba najbardziej oczekiwany rewanż. Oba zespoły z realnymi szansami na awans, i co ciekawe - Barca wcale nie była zdecydowanym faworytem. Zwłaszcza po pierwszych 50 minutach. Wtedy gola strzelił Pastore, a typy większości bawiących się w zakłady sportowe zmieniły się z 1 na 2. Przekonaliśmy się w tym czasie co tak naprawdę warta jest katalońska drużyna bez najlepszego piłkarza globu. Zobaczyliśmy kompletny brak pomysłu na mądrze broniących i groźnie kontrujących paryżan. Jeden prawie celny strzał z wolnego to za mało jak na drużynę tej klasy. Goście to wykorzystali. Wykorzystali niemoc Hiszpanów spowodowany brakiem ich asa, który siedział na ławie i obgryzał paznokcie. Raczej nie z głodu. Tymczasem w francuskiej drużynie obudził się Zlatan, który faktycznie był w tym meczu silnym punktem zespołu, a nie jak tydzień wcześniej obiektem zainteresowań aparaciarzy-gazeciarzy. Wspomagali go szybcy i ruchliwi Lucas z Lavezzim. Dzięki temu kontry Paryżan były dość widowiskowe. Najlepszym zawodnikiem po stronie gospodarzy został (o losie) Valdes, który popisał się paroma dobrymi interwencjami. Można śmiało stwierdzić, że jego zasługą było 0:0 do przerwy. Lecz przyszła minuta numer pięćdziesiąt, kiedy to wychowanek Dumy Katalonii pokazał, że każda seria się kiedyś kończy. Valdes zaprosił Pastore do strzału w jego lewy róg, z czego ten drugi nie omieszkał skorzystać i mieliśmy w pełni zasłużone prowadzenie PSG. Wtem Lionel zrzucił swój dres i natychmiast wbiegłby na murawę gdyby nie przepis, iż ktoś w tym samym czasie musi opuścić boisko. Mimo, że nie w pełni zdrowy - wszedł i pokazał czemu miał już parę razy w rękach złotą piłkę. Sam gola nie zdobył, asysty nie zaliczył, ale samą swoją obecnością tchną w swój zespół nowe życie, nowe chęci i siły. Pedro (do czasu strzelenia bramki widziany był tylko wtedy gdy przysymulował kontuzję) został bohaterem i będzie miał co opowiadać świeżo narodzonemu dziecku. Barca awansowała, i ma pełne prawo do radości (co z resztą było widać tuż po końcowym gwizdku) bo łatwo wcale nie było. Szkoda mi trochę tego PSG. Jest zespół budowany za duże pieniądze i z głową, a nie tylko za duże pieniądze. Spotkamy się za rok w tym samym miejscu.

+ : Wejście Messiego, bardzo dobra postawa PSG.
- : gra Barcy bez Messiego, Valdes pilnujący jednego słupka zamiast całej bramki.

Juve 0:2 Bayern
To będzie krótki opis. Zawieszał mi się stream a drugie spotkanie było wg mnie bardziej ciekawe. Za wszystkie więc pomyłki odnośnie tego spotkania przepraszam. Juventus wierzył w awans. Na wierzeniu się skończyło, bo Bayern bez większego problemu po raz kolejny pokonał włoski team, i znów dwoma golami. Cóż można pisać. Juve zupełnie jak nie oni. Nie sposób jest wymienić wszystkie słabe punkty jakie Stara Dama miała w tym dwumeczu. W oczy razi na pewno niesamowita nieskuteczność snajperów. Solidna, składająca się z doświadczonych zawodników defensywa była tym razem dziurawa jak nasze getry. Bawarczycy mieli zdecydowanie za dużo miejsca w polu karnym, co przełożyło się na wynik. W dodatku to nie był dwumecz Buffona. Gigi od dawna nie wyglądał na tak niepewnego. Przestraszył się siły ofensywnej Bayernu czy co? Wspomnieć też należy o zawodniku, który należy do moich ulubionych. Oczywiście mowa o Pirlo. Nie pamiętam go tak często notującego straty jak w ostatnim meczu. Dotychczas był to zawodnik nie wyglądający na takiego, któremu upływ lat przeszkadzałby na granie w piłkę na bardzo wysokim poziomie. Jednak chyba na jego i nasze nieszczęście odezwały się w nim pierwsze oznaki starzenia się (jak w reklamach kremu przeciw zmarszczkom, czy czegokolwiek tam). Zupełnie inaczej prezentuje się natomiast Claudio Pizarro. 34 lata na karku a ładuje gole jak za najlepszych lat czyli przed transferem do Chelsea. Bayern był po prostu lepszą drużyną, awans zasłużony. Moim marzeniem jest teraz półfinał Barca-Bayern. Czemu? Nie wiem, ale mam przeczucie, że może być ciekawie. 

+ : Bayern nie pozostawił złudzeń kto bardziej zasługuje na awans, napastnicy mistrza Niemiec.
- : Brak podjętej równorzędnej walki przez Włochów, a przecież nie są wcale słabsi, rozczarowująca postawa niektórych zawodników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz